Ten mural nosi tytuł „La piazzetta” (Placyk) i przedstawia moje najpiękniejsze wspomnienie z dzieciństwa spędzonego na Sardynii – powiedziała mi Debora, podnosząc do ust filiżankę z dopiero co zaparzoną herbatą Earl Grey i wskazując na pełne kolorów zdjęcie na ekranie telefonu. Widać było, że przywołana w pamięci scena sprawiła jej dużą radość. Nie mogłam sobie wyobrazić bardziej emocjonującego oglądania murali w Serbariu, w końcu oprowadzała mnie ich autorka. I nawet jeśli w rzeczywistości siedziałyśmy przy kawiarnianym stoliku w Eataly na rzymskiej Piazza Esedra, wszystkie te malowidła-olbrzymy i tak nagle znalazły się dokładnie przed moimi oczami.
A wraz z nimi pełne emocji historie o dawnych sardyńskich wieczorach, podczas których na jednym z placyków w Serbariu kobiety rozsiadały się na krzesłach i spędzały czas na rozmowach, misternym cerowaniu, płukaniu grochu na obiad kolejnego dnia i dzieleniu się doświadczeniami codzienności. Historie o wierzeniach, magii, tradycjach i pełni księżyca przeplatały się z poradami starszych mieszkanek miejscowości kierowanymi do młodych mężatek i matek. Debora opowiadała mi o tym plastycznie, jakby znów wracała myślami do swoich pewnych pociągnięć pędzla, które przywracały murom jej rodzinnej miejscowości zapomniane już zwyczaje sprzed pół wieku. Albo do chwil, gdy jako mała dziewczynka sama uczestniczyła w tych spotkaniach: zamiast biegać z rówieśnikami po ulicach, siadała na placyku i słuchała z pokonującą strach ciekawością opowieści o tak ważnych w tradycji Sardynii magicznych obrzędach.
W Serbariu jest osiem murali Debory: przedstawiają głównie kobiety, ich dawne, codzienne życie, zwyczaje i wierzenia ludowe. Pierwszy powstał w 2009 r., pozostałe w kolejnych latach, w gorące sierpniowe dni, gdy wracała na wyspę, by spędzić czas z rodziną. Na jednym z murali widnieje kobieta trzymającą w dłoniach wstążkę z nazwą miejscowości: to mieszkanka Serbariu, którą do dzisiaj można spotkać siedzącą na krześle przed swoim domem. Debora sportretowała ją tak, jak wyglądała kilkadziesiąt lat temu, posługując się starą fotografią. Jak wspomniała, chciała w ten sposób „zatrzymać czas” i wskazać na tą niewidoczną ciągłą linię, która łączy przeszłość z teraźniejszością. Ale dla mnie, to też inny jasny przekaz – że miejsca tworzą mieszkający w nich ludzie. Spacer trasą murali w Serbariu jest zanurzeniem się w ich historiach, opowiadanych tak naprawdę każdemu, kto tylko ma ochotę posłuchać.