Triana widziana z przeciwległego brzegu Guadalquivir kokietuje rowerzystów i korzystających dość często ze ścieżki rowerowej amatorów biegania kolorowymi fasadami kamienic. Dzielnica należy do klasyków z serii „po drugiej stronie rzeki”, zagląda tu znacznie mniej turystów niż do przepełnionego centrum Sewilli, w sercu którego pyszni się największa gotycka katedra na świecie.

Ale może to i lepiej, bo uwielbiam zwiedzać niespiesznie mniej turystyczne miejsca, więc Triana od razu wskakuje do czołówki mojego prywatnego rankingu topowych miejsc w stolicy Andaluzji. Zanim jednak docieram do tej nieco offowej dzielnicy, najpierw przyglądam się jej z drugiego brzegu, podziwiając patchworkową architekturę kolorowych budynków i czytając o panującej tu mniej kosmopolitycznej i bardziej swojskiej atmosferze. W końcu jednak przechodzę przez most, natychmiast wprowadzona w lokalny koloryt, bo oto jestem przy wejściu do hali targowej – Mercado de Triana. Niegdyś była tu siedziba inkwizycji, chociaż korzenie tej budowli są jeszcze wcześniejsze, arabskie. Dzisiaj natomiast, to miejsce codziennych zakupów, przeplatanych filiżanką kawy, szklanką piwa, kieliszkiem wina, czy porcją tapas – co kto lubi. Akurat wybija 12.00, magiczna godzina, kiedy to poranek zmienia się w prawie popołudnie. To jeszcze ostatni moment na słodkie śniadanie z kawą, ale też już właściwy na pierwszy mały lunch. Bar la Muralla to zdecydowanie dobry adres na przekąskę w tym miejscu. Obsługujący tu kelner jest żywą reklamą przyjaznej, roześmianej i towarzyskiej Hiszpanii. Z gośćmi rozmawia we wszystkich znanych mu i nieznanych językach, pokrzykując raz po raz na krzątającego się za barem Paco, by jeszcze szybciej się uwijał podając kolejne zamówienia. Dla tej dwójki nie ma rzeczy niemożliwych: przyrządzają i podają wszystko, również wspólnie wybraną chwilę wcześniej z klientem rybę z któregoś ze stoisk obok. Spektakl trwa nieprzerwanie. Hola! Jaki język? – pyta kelner. Niemiecki? Dobrze! Mieszkałem kiedyś w Niemczech. „Paco, dwa piwa dla Państwa”… Z prawdziwym żalem wychodzę z Hali Targowej w Trianie, ale dochodzi już prawie piętnasta.

Wiosna w Andaluzji potrafi być upalna. Bardzo! Przypomina mi o tym pierwszy podmuch gorącego powietrza, zaraz po uchyleniu drzwi wyjściowych. Siesta zdecydowanie ma tu sens, przy ponad 40°C jest jak wybawienie. Ja jednak jestem po drugiej stronie rzeki, daleko od hotelu w którym się zatrzymałam, więc tylko okrywam szalem ramiona i nie bacząc na lejący się z nieba żar idę dalej. Triana jest w tym momencie właściwie tylko moja. Ulica za ulicą, zakątek za zakątkiem, wszędzie znajduję coś, co przykuwa mój wzrok. Na ścianach domów przypatruję się połączeniom niewiarygodnie kolorowych barw. Efekt potęgują odbijające się od fasad ostre promienie słońca. Teraz widzę centrum Sewilli od drugiej strony. Idę wzdłuż rzeki, mijając niezliczone lokale, kawiarnie, bary i restauracje. Niemalże wszystkie są zamknięte. W końcu to dopiero kilka chwil po szesnastej, siesta trwa. Triana jest o tej porze dnia nadal wyludniona. Kto może odpoczywa, kto nie może pracuje, ukryty gdzieś w cieniu. Turyści zaczną zaglądać tu dopiero wieczorem, skuszeni obietnicą lokalnych klimatów movidy. Dochodzę do mostu Puente de San Telmo i o dziwo, widzę, że ostatni z długiego sznura lokali jest otwarty; przy kilku z licznych stolików na zewnątrz siedzą, na pierwszy rzut oka, raczej miejscowi, schowani pod szerokimi białymi parasolami. Wchodzę i wybieram miejsce z widokiem na rzekę. Poprzedniego dnia czytałam historię o tym, jak Anglicy rozkochani w lokalnym trunku o nazwie jerez, wywieźli go do siebie na pokładzie statków Francisa Drake’a, dając z czasem początek sławie znanej dzisiaj na całym świecie sherry. Nie oparłam się pokusie i postanowiłam skosztować, jaki smak miała pierwotnie ta opowieść. Un jerez seco, por favor – poprosiłam, gdy w pobliżu pojawiała się kelnerka.

Marcin
4 sierpnia 2023 at 12:04 pmZa krótko byłem w Sewilli żeby ją dokładnie zwiedzić. Ale wrażenie robi niesamowite i bardzo chętnie kiedyś tam wrócę. Chociażby po to, aby zobaczyć ją z drugiej strony rzeki 😉
Kamila
6 sierpnia 2023 at 2:52 pmSuper pomysł. Warto. Ja też lubię powroty do Sewilli. Pozdrawiam serdecznie 🙂