Sporo jest różnic pomiędzy północą a południem Włoch. W zwyczajach, w organizacji dnia, w sztuce kulinarnej, w sposobach przemieszczania się. Biorąc pod uwagę tę ostatnią kwestię, warto zrobić mały test wychodząc np. przed dworzec jakiegokolwiek średniej wielkości miasta. Jeśli w zasięgu wzroku pojawi się kilka rowerów – jesteśmy na północy, jeśli żaden lub wyraźnie zagubiony, pojedynczy – to znak że trafiliśmy na południe.
Dla północnych Włoch, bowiem, rowery to absolutny znak rozpoznawczy: trafimy na ich setki, w każdym miejscu, w każdych okolicznościach, o każdej godzinie dnia i nocy. Czasami można nawet mieć wrażenie, że przypadkiem znaleźliśmy się w Holandii. Lubię to rowerowe szaleństwo w wyższej części włoskiego buta. I z niecierpliwością czekam, aż ukończony zostanie projekt trasy rowerowej łączącej całe północne Włochy. Via col VenTo – bo taką zarazem inteligentną i dowcipną nazwę nadano projektowi – ma prowadzić od Turynu do Wenecji, wzdłuż odcinka liczącego 679 km. Już czuję ten wiatr we włosach… 🙂
k
Fot. Francesca Leonardi
Ewa
1 listopada 2013 at 11:29 pmNajbardziej rowerowa wydała mi się Ferrara.
Pozdrawiam