Nad Wenecją unosiła się od samego rana gęsta mgła. Przechodząc przez Plac św. Marka, aż trudno było uwierzyć, że przebywało się akurat w jednym z najsłynniejszych miejsc na świecie. Nic na to nie wskazywało.
Nie było widać wysokiej kampanili, zniknęła gdzieś sylwetka bazyliki, a okalające plac portyki zauważało się dopiero z odległości kilku metrów. Marika mieszkała w Wenecji od wielu lat i ta typowa dla Laguny zamglona aura nie robiła już na niej większego wrażenia. Inaczej było z turystami. Patrzyli na Plac św. Marka jakby trochę z niedowierzaniem. Bo oto znajdowali się w samym sercu Wenecji, ale nie mogli dojrzeć jej największych zabytków. By przypatrzeć się im dokładnie, wyciągali z toreb tablety i smartfony. Było w tym coś groteskowego, jednak na miarę XXI wieku: większość z tych osób przeleciała nawet kilkanaście tysięcy kilometrów, by zobaczyć z bliska najprawdziwszą historię, i nagle okazywało się, że ta historia miała w tym dniu zupełnie inne plany. W każdym razie, wcale nie zamierzała się pokazywać. Nie pozostawało zatem nic innego, jak tylko uciec się do pomocy techniki. I na ekranie elektronicznych gadżetów dopatrywać się złoceń majestatycznej Bazyliki św. Marka.
W takich momentach Marice było trochę żal tych turystów, chociaż w kwestii techniki miała swoje niezmienne zdanie. Na pierwszym miejscu wśród największych zdobyczy cywilizacji stawiała zawsze wynalazek Gutenberga – utrwalone w staroświecki sposób, drukiem, słowo pisane. Na szczęście Wenecja to jedno z tych miejsc, gdzie książka nie jest uważana za przeżytek, a czas poświęcony jej czytaniu za nadmiar luksusu. Marika nie umiała żyć bez książek i na szczęście nie musiała. Będąca w jej posiadaniu niewielka księgarnia przy głównej ulicy prowadzącej do szpitala św. św. Jana i Pawła była spełnieniem studenckich marzeń. Prosperowała całkiem dobrze, głównie dlatego, że sprzedawała też książki w językach obcych. Przyjezdni kupowali najczęściej przewodnikowe pozycje o Lagunie: „Ukryta Wenecja”, „Skarby Wenecji”, „Weneckie szlaki niecodzienne”, „Weneckie zbrodnie i namiętności”. Marikę cieszyła jej praca, lubiła swoje proste, codzienne życie, bardzo podobne do siebie każdego dnia. Zresztą trudno narzekać – przekonywała się wielokrotnie – gdy mieszka się na co dzień w mieście, w którym co najmniej połowa osób na świecie chciałaby znaleźć się chociaż na kilka chwil.
Te przemyślenia dopadły ją ponownie w chwili, gdy przechodziła przez północną część Placu św. Marka, tuż obok Wieży Zegarowej, z której szczytu spoglądał na nią lew – symbol Wenecji. Przyspieszyła kroku, gdyż jak najszybciej chciała dotrzeć na targ przy moście Rialto. Rodowici wenecjanie, a także przyjezdni, którzy poznali lepiej Lagunę, nie chodzą po centrum miasta wyznaczonymi dla turystów szlakami, dlatego też Marika szybko uwolniła się od wypełniającego plac tłumu. Kilka wąziutkich uliczek, trochę więcej skrętów w jej tylko znanych kierunkach, minięcie niewielkich przejść obok zapomnianych podwórek i dziedzińców, i już zaczynała widzieć w oddali dostojną sylwetkę białego mostu. Gdyby wczoraj pożyczała od sąsiada motorówkę, na pewno przypłynęłaby dzisiaj na bazar, unikając niepotrzebnej straty czasu dostania się tu na piechotę. Z drugiej jednak strony, spacer po Placu św. Marka napawał ją zawsze ogromną radością.
(c.d.n.)
Grażyna
10 maja 2017 at 11:00 pmCzekam z niecierpliwoscią na cd.
Kamila
11 maja 2017 at 7:15 pmBędzie na pewno 🙂
Agnieszka
10 grudnia 2017 at 11:02 pmPrzejrzyście mimo, że zamglona okolica. Czuć klimat, czekam na ciąg dalszy 🙂
Kamila
10 grudnia 2017 at 11:55 pmDzięki! 🙂