Listopad w Wenecji nie zawsze mieni się soczystymi kolorami, do jakich przyzwyczajają turystów podrasowane zdjęcia Laguny. To za to jedyny miesiąc w roku, gdy istnieje duże prawdopodobieństwo, że zaskoczy tu przyjezdnego spektakl „wysokiej wody”.
Listopad w Wenecji to chwila oddechu dla miasta przed zbliżającymi się świętami i obleganym karnawałem. Podczas moich podróży szukam zawsze autentycznej lokalnej atmosfery, to dlatego tak ciągnie mnie do Serenissimej w tym właśnie momencie roku. Może być akurat zimno, pochmurno, wilgotno i wietrznie, to fakt. Może też trafić się „wysoka woda” – i na to za każdym razem liczę.
Gdy tylko specjalnie ściągnięta na okoliczność pobytu na Lagunie „apka” pokazuje, że poziom wody zaczyna przybliżać się do magicznej setki, idę na Plac św. Marka. Wykorzystuję każdą chwilę, by obserwować jak Wenecja zaczyna pokazywać swoje lustrzane odbicie również i w tym niezwykłym miejscu. Nic tylko usiąść na krzesełku, pijąc wzmocnione weneckie espresso, i patrzeć jak odbijają się na bruku kolejne piętra budynku Prokuracji Starej.
Listopad w Wenecji to wielka niewiadoma. Podejmując wyzwanie poznania wtedy miasta, trzeba pamiętać, że magia Serenissimej po drugiej stronie lustra miewa też proste przełożenie na wodę w butach.
Ale to jest właśnie ta autentyczność, której chcę doświadczać. Mając kalosze w pogotowiu, wyznaczam sobie kolejne trasy po szarej, jesiennej Wenecji. Tuż obok mostu Rialto, gdzie jest nieco niżej, poziom wody szybko podnosi się na wysokość chodnika. Na chwilę zrównuje się z nim, po czym w mgnieniu oka przekracza go. I tak oto Canal Grande staje się częścią nie tylko wodnej, ale i lądowej Wenecji. Kuriozalnie wyglądają postawione blisko siebie stoliki i krzesła pobliskiej kawiarni, tworzące w tym momencie otoczoną wodą wysepkę.
Listopad w Wenecji daje zupełnie inne spojrzenie na miasto. Jest mniej głośne, mniej chaotyczne. Spowite jeszcze większą niż zazwyczaj tajemnicą. „Wysoka woda” w momentach gdy nabiera rozmachu może niepokoić, ale i też po prostu nieco utrudniać pobyt. Przy dworcu Santa Lucia, widziałam jak turyści podwijali spodnie, ściągali buty, brali w ręce walizki na kółkach i tak szli do hotelu. Ale zdarzał się i ktoś, kto nie widząc innego rozwiązania, ciągnął po bruku zamoczony do połowy bagaż. Listopad w Wenecji bywa różny. Jak przed każdą podróżą, trzeba po prostu przygotować się na więcej niż jedną ewentualność.
Marcin BWZ
15 sierpnia 2019 at 6:19 pmSpecyficzny wpis, bo zbytnio nie zachęca do odwiedzenia tego miejsca… no chyba, że taki ma być przekaz, albo ja jestem jakimś dziwnym odbiorcą 😉
Kamila
15 sierpnia 2019 at 6:57 pmWenecja to dla mnie magia. Akceptuję ją w każdej aurze. Deszcz, wysoka woda, wilgoć, zimno. Szczególnie, gdy wybieram się tam poza sezonem. Jednak wtedy ta Wenecja nie jest taka kolorowa jak na wspomnianych w poście pięknych fotach. Ten tekst stworzył się właśnie po takim listopadowym pobycie, gdy nie zawsze dla wszystkich wszystko grało. Pewnie stąd tak może pobrzmiewać, bo przechadzając się po uliczkach słyszałam z różnych stron, że nie tak to miało wyglądać. Ale Wenecja, jestem przekonana, zupełnie nie potrzebuje zachęty i polecenia z mojej strony 🙂 Tak czy inaczej, dzięki serdeczne za podzielenie się odczuciami. Aż ponownie przeczytałam posta, żeby przypomnieć sobie, co ja tam napisałam. I jak mogłam zniechęcić do Wenecji 😉 Zapewniam, że nie taki był plan 🙂