Neapol był tak naprawdę moim pierwszym dłuższym zetknięciem się z Włochami. Był koniec lat 90 – tych, a ja spędzałam kilka wakacyjnych tygodni u zaprzyjaźnionej włoskiej rodziny. Początkowe wrażenia to absolutny szok kulturowy: inny dźwięk języka, notoryczne rozmowy każdego z każdym, mozaika nowych smaków i zapachów, zupełnie inne godziny życia, niebywały luz w podejściu do wszystkiego i to specyficzne poczucie humoru, którego dotąd nie znałam. Tu wszystko dzieje się inaczej – myślałam. Ukoronowaniem tego wrażenia był pewien mecz piłki nożnej, wspomnienie którego do dziś wywołuje mój uśmiech.
Neapolitańczycy żyją futbolem, wie o tym każdy szanujący się kibic piłkarski. Ja doświadczyłam tego na własnej skórze, gdy pewnego wieczoru podarowano mi T-shirt, mówiąc że to na zbliżający się mecz, który rozegramy w gronie znajomych. Nie zrozumiałam od razu, jak bardzo zbliżała się godzina tego spotkania i nieopisane było moje zdumienie gdy dowiedziałam się, że boisko zarezerwowano od 2 do 3… w nocy. Logiczne, w dzień było bardzo gorąco… Na wpół śpiąca wyszłam na murawę, prezentując dumnie mój „spersonalizowany” podkoszulek. Inni gracze mieli T-shirty z nazwiskami, ja niczym wielki brazylijski zawodnik tylko z imieniem (z przyczyn prozaicznych, bo w drukarni odmówili szukania liter do mojego polskiego nazwiska).
![]() |
Neapolitańska metropolia jest niewiarygodną mozaiką nakładających się na siebie kolorów i stylów |
W moim odczuciu Neapol to jedyne takie miasto we Włoszech: wydaje się nierealne, tak bardzo jest inne. Przez lata przytrafiały mi się tutaj najdziwniejsze sytuacje: pytałam o drogę motocyklistę, a ten zamiast wytłumaczyć jak dojechać, powiedział że pojedzie przodem i poprowadzi, bo inaczej trudno jest trafić. Innym razem, jadąc taksówką, kierowca zauważył na ulicy szwagra, zatrzymał samochód i oznajmił mi że musi z nim przez chwilę porozmawiać. Również w taskówce, nieopatrznie powiedziałam kiedyś że spieszę się na pociąg: nie było czerwonego światła, które zatrzymałoby wtedy taksówkarza (od tamtego rajdu mam nauczkę i wolę jednak spóźnić się na pociąg). Pewnego pamiętnego wieczoru poczułam się też w Neapolu niczym gwiazda filmowa. Udałam się do restauracji poleconej przez hotel, w którym się zatrzymałam i w jakimś momencie podszedł do stolika kelner, przynosząc bezprzewodowy aparat telefoniczny, po czym oznajmił: „Telefon do Pani”. Dzwonił nikt inny jak recepcjonista, który kończył zmianę i chciał koniecznie wiedzieć czy restauracja spełniła oczekiwania 🙂
