Prawdziwa podróż odkrywcza nie polega na szukaniu nowych lądów, lecz na nowym spojrzeniu, napisał Marcel Proust. Bardzo lubię ten cytat. To właściwie jeden z moich ulubionych. „Stosuję” go tak naprawdę codziennie, patrząc po raz kolejny i kolejny na te same rzymskie widoki. Np. na Watykan.
Przejeżdżam koło niego każdego dnia. Rano, gdy dopiero budzi się ze snu i otulają go pierwsze, nieśmiałe jeszcze poranne promienie słońca. Kolejny raz wieczorem, w zależności od pory roku, obserwując malujący go na różowo zachód słońca albo już pod zupełną osłoną nocy. I tak za każdym razem: niby widzę to samo, a jednak inaczej.
Czasami też, by spojrzeć na ten sam Rzym w inny sposób, poznaję go przez pryzmat starych opowieści albo przewodników sprzed lat. Takich jak chociażby „Rzym” Przemysława Burcharda”, wydany w 1972 r. Otworzyłam go któregoś dnia właśnie na rozdziale „Watykan” i pozwoliłam prowadzić się „inaczej” po dobrze mi znanych miejscach.
„Aby się dostać do Watykanu, – pisze Burchard – trzeba przejść przez jeden z mostów na Tybrze. Przedłużeniem Corso Vittorio Emanuele jest most tej samej nazwy, tędy biegnie główna trasa komunikacyjna ze śródmieścia do Watykanu. Ciekawsza jednak będzie wędrówka wzdłuż Tybru aż do Mostu Sant’Angelo, bulwarami lewego brzegu.” I tak też zrobiłam.
„Tyber, ujęty w kamienne mury, jest dość wąski – prowadził mnie dalej przewodnik, sprawiając że koncentrowałam uwagę na czymś, czego wcześniej zupełnie nie zauważałam. Mury są szare, w wielu miejscach zbielałe od deszczu i słońca, u ich podnóża plenią się kępy szarawej zieleni. Na bulwarach rosną stare rozłożyste platany, których gałęzie zwieszają się daleko poza krawędzie murów, aż nad wodę (…)”
„Co chwilę skroś gałęzie i liście platanów przeziera zarys kopuły, delikatny i jasny na tle błękitnego nieba, wyraźnie odcinający się od czerwonawo-żółtej, równej linii budynków przeciwległego brzegu. Stąd właśnie widać najlepiej jak wielka jest ta kopuła…”
Przypomniałam sobie ten fragment przewodnika mijając ostatnio Watykan o zachodzie słońca. Na tle różowego nieba kopuła pokryła się w tym momencie odcieniami szarości. Było to szczególnie piękne. Chociaż niby takie samo jak każdego innego dnia…
O innym niezwykłym widoku na kopułę Bazyliki św. Piotra napisałam też tutaj. Zaglądnij. Warto 🙂