Nie wiedziałem, że o oliwie z oliwek można rozprawiać jak o winie, powiedział mi znajomy po przeczytaniu mojego najnowszego wywiadu dla magazynu Lente. Ja też nie wiedziałam, dopóki nie porozmawiałam o niej z Urszulą Rzepczak – dyplomowanym sommelierem oliwy, która wprowadziła mnie w całkiem nowy świat oliwnych smaków i zapachów.
Oczywiście nie wiedziałam też zupełnie, że o oliwobraniu można pisać książki. Tutaj też, dopóki Ula nie wspomniała mi o znalezionych kiedyś starych pamiętnikach z Umbrii, opisujących to wydarzenie. Pełnych wspomnień o tym, jak w listopadzie, po niedawno zakończonym winobraniu, całe rodziny zaczynały przygotowania do kolejnych zbiorów.
Oliwobranie różniło się znacznie od wesołego, wciąż jeszcze letniego zbioru winogron, kończącego się z reguły wielką festą w winnicy. Zbiór oliwek miał już posmak późnej jesieni, albo nawet wczesnej zimy: krótkie dni i mniej sprzyjająca aura wyznaczały inny niż przy winobraniu rytm pracy.
Nie wiedziałam też wcześniej nic o najbardziej szlachetnym gatunku oliwek zwanym quinta luna. Zbiera się go najwcześniej, bo już w połowie października. Ma najwięcej wartości odżywczych, ale tłoczy się z niego mniej oliwy, dlatego jest ona później szczególnie droga.
I niech będzie także jasne, że nie śniło mi się zupełnie o tym, by szukać w oliwie zapachu pieprzu, rukoli, warzyw, karczocha, pomidora, jabłka, czy nawet banana… Przy najbliższym użyciu dobrej oliwy sprawdźcie to sami, okazuje się, że jej degustacja może okazać się całkiem niezłą zabawą.
Zachęcam do przeczytania całego wywiadu z Urszulą Rzepczak w mającym się ukazać niebawem najnowszym numerze magazynu Lente #04. Po jego lekturze spojrzycie na oliwę zupełnie inaczej, jestem o tym przekonana. I oczywiście czekam na Wasze oliwne komentarze 🙂
Fot. Piotr Jankowski